Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam pana bardzo i jeszcze raz pięknie dziękuję.
Podała mu rękę, którą on po rycersku ucałował.
— Agapit Kluczka, „urzędnik“ sądowy — przedstawił się, uchylając kapelusza.
Był w różowym humorze: stadyum informacyjne wypadło dziś nadspodziewanie. To też gdy koło 10 rzucił portyer w salę stentorowym głosem hasło do odjazdu, wieczny pasażer dokonał wszystkich swych symbolicznych ewolucyj ze zdwojoną energią dwudziestokilkoletniego młodzieńca. A chociaż po ponownym nawrocie do poczekalni intermezzo trzecie nie zapowiadało się ponętnie, przecież górna temperatura nie opadła i dusza pana Agapita kołysała się słodkiem wspomnieniem stadyum drugiego.
Mimoto dzisiejszej „turze“ nie było sądzonem szczęśliwe zakończenie. Bo gdy w dwie godziny później t. j. po 12 w nocy usiłował Kluczka wśród niebywałego tłoku wedrzeć się z walizą do przedziału III. klasy, nagle uczuł, że ktoś go silnie szarpnął za kołnierz i gwałtem ściąga ze stopnia. Oglądnąwszy się z pasyą, ujrzał w świetle latarni śródtorowej rozgniewaną twarz konduktora i usły-