obraz i jedzie, pędzi z szybkością 100 km. na godzinę.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Na dworze ściemniło się tymczasem zupełnie. Załączony niewidzialną ręką prąd w gruszce pod pułapem oświetlił jaskrawem światłem wnętrze. Godziemba sasunął firankę, odwrócił się plecyma od okna i spojrzał w głąb przedziału. Zajęty obserwowaniem mroczniejszej okolicy, nie zauważył dotąd, że na jednej ze stacyi wsiadło do wagonu dwoje ludzi i zajęło wolne miejsce naprzeciw.
Teraz w żółtem świetle żarówki spostrzegł vis-à-vis siebie współpasażerów. Było to prawdopodobnie młode małżeństwo. Mężczyzna wysoki i szczupły o ciemno-blond włosach i krótko przystrzyżonych wąsach wyglądał na lat trzydzieści kilka. Z pod silnie zarysowanych brwi patrzyły oczy jasne, wesołe a dobre. Twarz szczerą, otwartą, o nieco wydłużonym owalu krasił miły uśmiech, ilekroć zwracał się do swojej towarzyszki.
Kobieta, również blondynka lecz w jaśniejszym odcieniu była osóbką małą, lecz pięknie rozwiniętą. Bujne, gęste włosy, skręcone bezpretensyonalnie w dwa grube warkocze w tyle głowy okalały twarzyczkę drobną, świeżą i dorodną. Krótka, szara spódniczka, spięta skromnym, skórzanym paskiem uwydatniała