Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

już parę razy pochwycić spojrzenie rasowej blondynki, skorzystał ze sposobności i grzecznie zdejmując kapelusz, podał swą bogato wyposażoną papierośnicę.
— Czy mogę służyć?
Tamten odpowiadając na ukłon, wyjął jedno cygaro.
— Dzięki stokrotne. Imponujący arsenał! Baterya przy bateryi. Łaskawy pan przezorniejszy odemnie. Na przyszłość lepiej zaopatrzę się na drogę.
Preliminarya znajomości były szczęśliwie przebyte; potoczyła się rozmowa swobodna gładkiem, szerokiem korytem.
Państwo Rastawieccy wracali z gór po ośmiodniowej wycieczce, odbytej częścią piechotą, częścią na rowerach. Dwa razy zlał ich w wąwozie deszcz, raz zabłądzili w jakimś parowie bez wyjścia. Mimoto ostatecznie pokonali zwycięsko trudności i wyprawa udała się wybornie. Teraz wracali koleją pomęczeni porządnie lecz w humorach świetnych. Byliby może zabawili jeszcze jeden tydzień pośród pasm Beskidu Wschodniego, gdyby nie roboty niwelacyjne inżyniera; w najbliższej przyszłości oczekiwał Rastawieckiego nawał pracy, którą przerwał tylko