i studził gorączkę krwi. Wyjął cygarnicę i zapalił papierosa. Czuł się jakoś rzeźko, wesoło.
Spokojnie otworzył zatrzaśnięte podczas walki drzwi i krokiem pewnym wrócił do coupé. Gdy wchodził, objęła go para ramion ciepłych, giętkich jak wężowe sploty. W oczach tliło pytanie:
— Gdzie on? Gdzie mąż?
— Nie wróci już nigdy — odpowiedział obojętnie.
Przytuliła się cała do niego.
— Ty mnie obronisz przed ludźmi. Luby mój!
Objął ją mocno i przycisnął do siebie.
— Nie wiem, co się ze mną dzieje — szeptała oparta o jego piersi. — Czuję taki słodki zawrót głowy. Popełniliśmy grzech wielki, lecz ja się go nie boję przy tobie, mój ty silny. Biedny Mieciek!... Wiesz, to straszne, że mi go nic nie żal? Przecież to okropne! To mój mąż!
Odsunęła się od niego raptownie, lecz spojrzawszy w jego oczy, pijane żarem miłości, zapomniała o wszystkiem. Zaczęli snuć plany na przyszłość. Godziemba był człowiekiem bogatym i niezależnym — nie wiązał go żaden zawód — mogli opuścić kraj na zawsze. Oto wysiądą na najbliższej stacyi, gdzie krzy-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.