naryuszy stacyi Przełęcz, przygodny przytułek dla bezdomnych kawalerów, cicha, ustronna przystań dla luzujących się w służbie konduktorów.
Tutaj w chwilach wolnych schodzili się strawieni jazdą bywalcy, stare, osiwiałe „wilki kolejowe“, by wytchnąć po odbytej turze i pogwarzyć z kolegami zawodu. Tutaj w dymie konduktorskich fajek, w czadzie tytoniu, prymki, papierosów tułały się echa opowieści, tysięcznych przygód i anegdot, snuło przędziwo kolejarskiej doli.
I dziś posiedzenie gwarne było i ożywione, zespoł wyjątkowo dobrany, sama stacyjna „śmietanka“. Właśnie przed chwilą opowiedział Trzpień ciekawy epizod z własnego życia i zdołał tak przykuć uwagę słuchaczy, że zapomnieli podsycić dogorywujące fajeczki i teraz trzymali je w zębach zimne już i wygasłe jak wystygłe kratery wulkanu.
W wagonie zaległa cisza. Przez zwilżone kroplami dżdżu okno widać było mokre dachy wozów lśniące pod światło reflektorów jak stalowe pancerze. Od czasu do czasu przemknęła latarka budnika, mignął niebieski sygnał maszyny przetokowej; od czasu do czasu rozrywał ciemności zielony refleks zwrotnicy, zagrał czerwony krzyk dresyny; Zdala z po-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.