wozy biegły naprzeciw pociągu osobowego, który właśnie odchodził ze stacyi.
Należało koniecznie pociąg wstrzymać i cofnąć parę kilometrów w stronę przeciwną jakoteż kryć podejrzaną partyę przestrzeni.
Ekspedyent młody, energiczny urzędnik wydał stosowne zarządzenia. Osobowy szczęśliwie zawrócono z drogi a równocześnie wysłano ze stacyi maszynę z ludźmi, których zadaniem było wstrzymać biegnące samopas wagony. Lokomotywa ostrożnie posuwała się w niebezpiecznym kierunku, rozświetlając sobie drogę trzema potężnymi reflektorami; przed nią w odległości 700 m szło dwóch drożników z zapalonymi pochodniami i tropiło uważnie linię.
Lecz ku zdumieniu całego personalu wozów odbiegłych nigdzie po drodze nie spotkano i po dwugodzinnej oględnej do ostatecznych granic jeździe maszyna zawinęła do najbliższej stacyi Głaszów. Naczelnik przyjął ekspedycyę z ogromnem ździwieniem. Nikt o sygnałach nic nie wiedział, przestrzeń absolutnie była pewną i żadne niebezpiczeństwo z tej strony nie zagrażało. Zbici z tropu funkcyonaryusze wsiedli na maszynę i około jedenastej w nocy powrócili do Dąbrowy.
Tutaj tyczasem zaniepokojenie wzrosło.
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.