W pociągu osobowym zmierzającym późną, jesienną porą do Gronia ścisk był ogromny; przedziały pozapełniane po brzegi, atmosfera parna, gorąca. Z braku miejsca zatarły się różnice klas, siedziano i stano, gdzie się udało, prawem prastarego kaduka. Nad chaosem głów paliły się lampy małem, przyćmionem światłem, które spływało z pułapów wagonowych na twarze znużone, profile wymięte. Dym tytoniu unosił się kwaśnym wyziewem wyciągał pod długi, siwawy sznur w kurytarzach, kłębił tumanami w czeluściach okien. Jednostajny łomot kół nastrajał nasennie, przytwierdzał monotonem stukaniem drzemocie, rozpanoszyła się po wozach. Tak-tak-tak… Tak-tak-tak…
Tylko jeden z przedziałów klasy III., w piątym wozie od końca nie poddawał się ogólnemu nastrojowi; zespół gwarny tu był, rzeźki, ożywiony. Uwagę podróżnych opanował wyłącznie mały, garbaty człowieczek w mundurze kolejarza niższego typu, który opowiadał
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.