alnie jadę w tym kierunku — mimoto wysiądę już na najbliższej stacyi i zaczekam na pociąg poranny. Co za mitręga i strata czasu.
— Pójdę za pańskim przykładem, chociaż i mnie to nader nie na rękę. Spóźnię się do biura o parę godzin. Lecz nie mogę inaczej. Ja tym pociągiem dalej nie pojadę.
— Przepraszam — wmieszał się inżynier. — Co właściwie zmusza panów do tak niewygodnego dla nich opuszczenia pociągu?
— Nie wiem — odpowiedział urzędnik. — Jakieś nieokreślone uczucie.
— Niby wewnętrzny nakaz — objaśniał towarzysz.
— A może duszna, niewytłómaczona trwoga? — poddał Ryszpans, przymrużając trochę złośliwie oko.
— Może — odparł spokojnie pasażer — lecz nie wstydzę się tego. Uczucie, którego doznaję w tej chwili, jest tak specyalne, tak sui generis, że nie pokrywa się właściwie z tem, co zwykliśmy nazywać strachem.
Zniesławski spojrzał porozumiewawczo na profesora.
— Może przejdziemy dalej?
Po chwili znaleźni się w przerzedzonym mocno przedziale klasy III. W dymie cygar siedziało tu trzech mężczyzn i dwie kobiety.
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.