Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

wagi zajściu, wrócili do przedziału, w którym zniknął tymczasem drożnik. Tu prócz Wióra zastali dziesięć osób, w tem dwóch kodunktorów i trzy kobiety. Wszyscy pozajmowali miejsca na ławkach, wpatrzeni z uwagą w garbatego budnika, który stanął w pośrodku przedziału.
— Panowie i panie! — zaczął, obejmując obecnych płomiennem spojrzeniem. — Wszystkich nas razem wraz ze mną 13. Fatalna liczba! Nie... — pomyliłem się — 14 wraz z maszynistą — a to też mój człowiek. Garstka to, garstka, lecz dla mnie wystarczy...
Ostatnie słowa domówił półgłosem jakby do siebie i umilkł na chwilę. Słychać było tylko łoskot szyn i turkot kół wagonowych.
— Panowie i panie! — podjął Wiór. — Nadeszła chwila osobliwa, chwila ziszczenia wieloletnich tęsknot. Pociąg ten już do nas należy — opanowaliśmy go niepodzielnie; żywioły obce, obojętne lub wrogie wydzielone już z jego organizmu. Panuje tu bezwzględnie atmosfera ślepego toru i jego moc. Za chwilę moc ta ma się objawić. Kto nie czuje się dostatecznie przygotowanym, niechaj cofnie się w porę; potem może być za późno. Przestrzeń. Przestrzeń wolna i drzwi otwarte — za całość i bezpieczeństwo ręczę. —