którym uległ między godz. 2—3 po północy pociąg osobowy Nr. 20. Właściwą katastrofę poprzedziły dziwne objawy. Oto publiczność jakby przeczuwając grożące niebezpieczeństwo, wysiadała tłumnie na stacyach i przystankach przed miejscem fatalnego wypadku, choć cel jazdy leżał znacznie dalej; zapytywane przez władze stacyjne osoby o powód przerywania podróży, tłumaczyły się niejasno, jakby nie chcąc zdradzić motywów dziwnego postępowania. Charakterystycznym jest fakt, że w Drohiczynie opuściło pociąg nawet kilku pełniących wtedy służbę konduktorów, którzy woleli narazić się na surową karę władz i utratę posady, niż jechać dalej; tylko trzech ludzi z całego personalu pociągowego wytrwało na stanowisku. Z Drohiczyna odjechał pociąg niemal pusty. Kilku niezdecydowanych podróżnych, którzy w ostatniej chwili cofnęli się do wnętrza wagonów, wyskoczyło w kwadrans potem podczas ruchu w czystem polu. Ludzie ci cudem jakimś wyszedłszy cało z rzekomej imprezy, wrócili rano koło 4-tej piechotą do Drohiczyna. Byli to świadkowie ostatnich chwil fatalnego pociągu tuż przed katastrofą, która musiała zajść w parę minut potem...
Koło 5-tej nad ranem nadszedł z budki
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.