Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

które wyżłobienie niby czarę wypełniało po brzegi modro-srebrzyste jezioro. Parę zaskórnych strumieni zbratawszy się potajemnie w trzewiach góry, biło z jej boku tęczowym łukiem siklawy.
Po lewej usłoń skały w zarzuconym na ramiona wiecznie zielonym płaszczu jodeł i limb, po prawej dzikie urwisko z kosodrzewiną, naprzeciw, niby słup kresowy nieugięta grań wirchu. Nad nią przestrzeń nieba, chmurna lub pod brzask zrumieniona zorzą porannego słońca — poza nią.. świat inny, obcy, nieznany. Dzika, zamknięta ustroń, groźną poezyą szczytów owiana rubież...
Stacyę łączył z resztą przestrzeni długi, w skale wykuty tunel; gdyby nie on, izolacya zakątka byłaby zupełną.
Ruch kolejowy zabłąkany pomiędzy samotne turnie malał, słabł, wyczerpywał się. Nieliczne pociągi niby bolidy, wytrącone z ruchu centralnego wyłaniały się rzadko z czeluści tunelu i zajeżdżały przed peron cicho, bezgłośnie, jakby w obawie, by nie zmącić zadumy górskich geniuszy. Nikłe wibracye wniesione za ich przybyciem w śródgórskie zacisze tężały rychło i krzepły wylękłe.
Po opróżnieniu wagonów maszyna szybowała parę metrów poza peron i pociąg pod-