dymu i nie wyjmując fajki z ust, wycedził flegmatycznie przez zęby:
— Hm... tak? A mnie zdawało się, że zwrotnica źle nastawiona. Nie opłaci się już podjeżdżać ten kawałeczek: moja staruszka trochę się zadyszała.
Tu uderzył pieszczotliwie w bęben kotła.
— Zresztą goście i tak już sami wysiadają — niech pan naczelnik popatrzy — o, jeden, dwóch, tam cała rodzina.
Istotnie: zniecierpliwieni czekaniem pasażerowie zaczęli opuszczać wagony i piechotą, uginając się pod ciężarem tobołów i pakunków, zdążali ku stacyi. Grot przeprowadzał ich ironicznem spojrzeniem i ani myślał zmieniać taktyki.
Urzędnik lekko zmarszczył się i dając za wygraną, upomniał na odchodnem:
— Na przyszłość wytężaj pan lepiej oczy!
Maszynista zbył uwagę pogardliwem milczeniem. W parę minut potem poszybował pociąg mimo stacyi w dalszą drogę.
Na najbliższym z kolei przystanku Brzana powtórzyła się niemal identyczna historya z tą tylko odmianą, że tym razem spodobało się Grotowi zatrzymać pociąg kilometer poza stacyą. I tu postawił maszynista na swojem i nie cofnął się przed peron. Zauważył jednak,
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.