gazyny, minął most, tunel i machinalnie wszedł na tory.
Było już daleko za stacyą. Potykając się co krok o drewniane podkłady skrzyżowanych szyn, zaczepiając o zwrotnice, błąkał się Grot pomiędzy lśniącem zimno żelaziwem.
Wtem usłyszał za sobą ciężki stęk, poczuł pod nogami drżenie ziemi. Odwrócił się i spostrzegł powoli szybującą, luźną maszynę.
Objął ją wzrokiem znawcy, stwierdził zasobność jaszczyka, zauważył radośnie nieobecność palacza.
Postanowienie szybkie jak błysk, jak mgnienie oka, zakołatało w skołatanym mózgu i dojrzało w momencie.
Krokiem ostrożnym, drapieżnym, krokiem czającego się lamparta podkradł się pod bok żelaznego potwora i jednym susem wskoczył na platformę.
Ruch był tak nagły i niespodziewany, że maszynista osłupiał. Grot wyzyskał chwilę. Zanim zdumiony kolega zoryentował się w sytuacyi, wytworzonej przez nieoczekiwanego gościa napastnik zakneblował mu chustką usta, spętał ręce na krzyżach i powaliwszy na spód maszyny, zepchnął z pomostu na ziemię.
Załatwiwszy się z tem w przeciągu kilku
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.