lat szeregu kursowały wozy według wytkniętego z góry planu, który układano w dyrekcyach, zatwierdzano w ministeryach, realizowano w ruchu — od lat wszystko można było obliczyć, mniejwięcej przewidzieć, a gdy zaszła jakaś „pomyłka“ lub „przeoczenie“, te naprawić, logicznie wytłómaczyć — aż tu nagle nieproszony gość wślizguje się na tory, psuje porządek, wywraca na nice regulamin, wnosi w zgrany organizm zaczyn nieładu i rozstroju!
Całe szczęście, że dotąd natręt nie spowodował żadnej katastrofy. Był to wogóle szczegół, który zastanawiał od samego początku. Zawsze jakaś przestrzeń, na której się wynurzał, była w danej chwili wolną; szaleniec dotąd nie wywołał zderzenia. Lecz mogło to nastąpić lada dzień, tem bardziej, że zwolna zaczął zdradzać w tym kierunku pewną inklinacyę. Po jakimś czasie skonstatowano z przerażeniem w jego ruchach pewną dążność do wejścia w bliższy kontakt z regularnie kursującymi towarzyszami. O ile zrazu zdawał się unikać blizkiego ich sąsiedztwa, pojawiając się zawsze w znacznej odległości za lub przed, obecnie wyrastał na szynach po upływie coraz to krótszych odstępów czasu za plecyma poprzedników. Raz już przemknął obok eks-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.