i upadła na podłogę; na oprawce z delikatnej, ciemno-szafranowej skórki widniał tytuł: „Wichrowate linie“ — obok wybite pieczęcią nazwisko właściciela: Tadeusz Szygoń...
W jakiejś chwili śpiący poruszył się niespokojnie, otworzył oczy i powiódł niemi po otoczeniu; na moment odbił się na twarzy wyraz zdumienia i wysiłek oryentacyi; podróżny jakby nie mógł zrozumieć, gdzie i dlaczego się tu znalazł. Lecz już zawitał na wargi uśmiech pobłażliwej rezygnacyi; mocna, nerwista ręka podniosła się gestem nakazującym zaniechanie, kurczowy grymas ust przeszedł w znak zniechęcenia i lekceważącej pogardy. Zapadł z powrotem w stan półsenny...
Na korytarzu wagonu ozwały się czyjeś kroki; szarpnięte drzwi odsunęły się i do przedziału wszedł konduktor:
— Proszę o bilet.
Szygoń nie drgnął, nie dał znaku życia. Funkcyonaryusz sądząc, że śpi, przystąpił i ujął go za ramię:
— Przepraszam pana — proszę o bilet.
Podróżny spojrzał błędnie na intruza:
— Bilet? — ziewnął niedbale. — Nie mam go jeszcze.
— Dlaczego pan nie kupił na stacyi?
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.