— Nie wiem.
— Zapłaci pan zato karę.
— Ka-arę? Tak — dorzucił sennie — zapłacę.
— Skąd pan jedzie? Z Paryża?
— Nie wiem.
Konduktor oburzył się:
— Jakto nie wie pan? Łaskawy pan kpi sobie ze mnie. Któż ma wiedzieć?
— Mniejsza o to. Przypuśćmy, że wsiadłem w Paryżu.
— Dokąd mam zatem wystawić bilet?
— Jak najdalej.
Konduktor popatrzył uważnie na pasażera:
— Mogę panu dać bilet tylko do Madrytu; tam może pan przesiąść w dowolnym kierunku.
— Wszystko jedno — machnął obojętnie ręką. — Byle tylko jechać.
— Bilet wręczę panu dopiero później. Muszę go wpierw wystawić i obliczyć cenę wraz z karą.
— Dobrze, dobrze.
Uwagę Szygonia przykuły od chwili wyłogi kołnierza z odznakami kolejowemi: para strzępiastych skrzydełek, wplecionych w koło. Gdy konduktor uśmiechnięty ironicznie zabierał się
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.