— Możliwe — odchrząknął. — Tylko zdaje mi się, nosił pan do niedawna jeszcze inny mundur.
W postaci kolejarza zaszła w tej chwili zagadkowa metamorfoza. Momentalnie zniknęła gdzieś urzędnicza bluza ze świecącemi złotym szychem gwiazdkami, zniknęła czerwona czapka ruchu i zamiast uprzejmie uśmiechniętego „naczelnika“ siedział naprzeciw zgarbiony, wymięty i szyderski konduktor wagonu w wytartym płaszczu, z nieodstępnym bukietem latarki, przypiętym do piersi.
Szygoń przetarł oczy, mimowoli czyniąc gest odpychający:
— Przemienienie Pańskie? Tfy! Czary czy dyasek?!
Lecz już pochylał się ku niemu z przeciwnej strony uprzejmy „naczelnik“, zbrojny we wszystkie oznaki swego urzędu:
Konduktor wśliznął się gdzieś bez śladu pod mundur przełożonego.
— Ach, tak — mówił swobodnie, jak gdyby nigdy nic — awansowałem.
— Gratuluję — bąknął Szygoń, wpatrzony osłupiałym wzrokiem w transformistę.
— Tak, tak — gawędził tamten — tam „w górze“ umieją cenić energię i sprężystość. Poznali się na człowieku: zostałem naczelni-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.