Starszy konduktor, Błażek Boroń, obszedłszy powierzone swej opiece wagony, wrócił do zakątka oddanego jego wyłącznej dyspozycyi, t. zw. „miejsca przeznaczonego dla konduktora“.
Znużony całodzienną włóczęgą po wozach, zachrypły od wywoływania stacyi w jesienną, mgłą napęczniałą porę, zamierzał odpocząć trochę na wąskiem, ceratą obitem krzesełku; uśmiechała mu się godnie zasłużona siesta. Dzisiejsza tura właściwie skończyła się; pociąg przebył już strefę gęsto w bliskich odstępach rozmieszczonych przestanków i wyciągniętym kłusem zmierzał do stacyi kresowej. Aż do końca jazdy nie będzie już Boroń zrywał się z ławeczki i zbiegał po stopniach na parę minut, by zdartym głosem oznajmiać światu, że jest stacya taka a taka, że pociąg zatrzymał się na minut pięć, dziesięć lub cały długi kwandrans, lub że czas już przesiadać.
Zgasił latarkę, przypiętą do piersi i postawił
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.