towarowy, przejeżdżając przez podmulony most, runął w przepaść tej samej nocy.
Przepowiednie Smolucha były nieomylne; gdziekolwiek zjawił się, groziła niechybna katastrofa. Trzykrotne doświadczenie umocniło Boronia w tem przekonaniu, ukształtowało głęboką wiarę kolejarza, związaną ze złowieszczym pojawem. Konduktor żywił ku niemu cześć bałwochwalczą zawodowca i lęk, jak przed bóstwem złem i niebezpiecznem. Otoczył swoje zjawisko specyalnym kultem, urobił sobie oryginalny pogląd na jego istotę.
Smoluch tkwił w organizmie pociągu, przepajał sobą jego wieloczłonowy kościec, tłukł się niewidzialny w tłokach, pocił w kotle lokomotywy, włóczył po wagonach. Boroń wyczuwał jego bliskość wkoło siebie, obecność stałą, ciągłą, lubo nie naoczną. Smoluch drzemał w duszy pociągu, był jego tajemnym potencyałem, który w chwilach groźnych, w momencie złych przeczuć, wydzielał się, zgęszczał i przybierał ciało.
Sprzeciwiać mu się uważał konduktor za rzecz zbyteczną, nawet śmieszną; wszelkie ewentualne wysiłki, zmierzające ku temu, by zapobiedz nieszczęściu, które zapowiadał, byłyby daremne, oczywiście bezskuteczne. Smoluch był jak przeznaczenie...
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.