rosa. — Za dwie minuty będziemy go mieli na dworcu. A łaskawy pan dzisiaj na odmianę rozpoczyna turę jazdą do Kostrzan? — zapytał, filuternie przymykając oko.
Pan Kluczka zmieszał się jakoś, zaczerwienił i obróciwszy na pięcie, podbiegł truchcikiem poza drugi tor. Portyer, znać dobry znajowy, pokiwał tylko za gościem pobłażliwie głową, machnął ręką i zająwszy zwykłe stanowisko przy wejściu do poczekalni, zaczął z lubością zaciągać się pepierosem.
Wśród tego zajechał pociąg. Fala podróżnych zakołysała się zgodnym rytmem, pomykając ku wagonom. Rozpoczęła się stereotypowa bousculade, przewracanie się na pakunkach, tłok, ciżba, zgiełk.
Pan Agapit z dziką energią wytrawnego gracza rzucił się pomiędzy pierwsze szeregi atakujących; po drodze obalił jakąś sędziwą staruszkę, zdążającą do przedziału z dwoma potwornymi tobołami, przewrócił jakąś nianię z niemowlęciem i podbił oko jakiemuś wytwornemu panu. Niezwyciężony ulewą przekleństw i złorzeczeń, które posypały się nań ze stron poszkodowanych, p. Kluczka wstąpił tryumfalnie na schodki, wiodące do coupé II. klasy i jednym elastycznym susem znalazł się w długim, wąskim kurytarzyku. Otarł pot
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.