i zirytowany Derwicz zaczął dopytywać się podniesionym głosem o przyczynę paniki, biedacy nie umieli dać ściśle określonej odpowiedzi. Bezradni, osłupiali spoglądali jedni na drugich, zwalając winę na pozostałych w wagonach. Ktoś krzyknął — „karambol“, ktoś inny: „zderzenie“ i popłoch był gotowy. Asystent nie mógł dojść prawdy mimo najszczerszych chęci.
Tylko dla Szatery było wszystko jasne i oczywiste. Dziwiłby się nawet, gdyby było inaczej. Lecz tym razem milczał i nie spieszył z wyjaśnieniami.
Charakterystyczny był też szczegół, że popłoch wybuchał tylko w dwóch i to zawsze tych samych wozach. Były to wagony Nr. 232 i Nr. 135, oba niedobitki z pociągu z niszczonego przez karambol lipcowy, obecnie wcielone w nowy „skład“. Szatera wiedziony dziwnem przeczuciem zapamiętał sobie numery ocalałych wozów i zaraz po katastrofie zapisał je w raptularzu stacyjnym. Pomyłka była tu wykluczona, bo identyczność stwierdzały jego własnoręczne notatki. Mimo to nie zwierzył się z tem nikomu, zachowując spostrzeżenie dla siebie.
Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.