Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/16

Ta strona została przepisana.

wrześniowym wieczorem dobijał do portu. A nad tym układającym się do snu światem, nad bezmiarem rozżagwionych skonem słońca wód i zrębem lądu pochylała się w łagodnym skłonie głowy przesłodka postać Madonny.
Stała nad brzegiem przepaści, na samym cyplu tarasu wybiegającym pomiędzy rozdąsane wełny i mocną stopą wparłszy się w epokę, błogosławiła odmętom. Przeogromna słodycz i spokój rozlane na twarzy Dziewicy — Matki zdawały się spływać falą ukojenia wzdłuż fałdów błękitnego Jej płaszcza i udzielać ziemi i morzu. W otoczu jarzących się dookoła Jej postaci lamp, widna zdała na białem tle kamiennego tarasu panowała statua Bogarodzicy, patronki klasztoru P. P. Anuncjatek. Madonna Maritima...
Mrok gęstniał. Złocista kula słońca zapadła już od chwili pod horyzont i na rozchylę wodne zarzuciła polipie macki noc. Na wschód od klasztornej rozkali w odległości półwiorsty niby pierwsze akordy morskiego nokturnu rozbłysły wieczorne sygnały latarni: Tomasz Wzorek, niestrudzony strażnik nadbrzeżnej czatowni czuwał...
Z rękoma opartemi o brzusiec tarasowego parapetu, z pochyloną ku otchłani morskiej twarzą usiłowała siostra Agnes przeniknąć spojrzeniem mroczniejącą przepaść. Lecz nic