Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/30

Ta strona została przepisana.

ociężałe powieki. Padła na nie smuga miesięcznego światła i wycisnęła srebrzystym sygnetem piętno snu; po chwili ześliznęła się z twarzy cudnej mniszki i powędrowała dalej; wydłużonym, zielonym klinem przeglądała powoli rzędy łóż, muskała w drodze białe rąbki kornetów, całowała tkliwie błękitne woale i szkaplerze i snuła się sennym szlakiem po ścianach; aż skończywszy te nocną rewję dormitarza, opuściła się cicho po gzymsie nadpróżka i zajrzała przez zakratowaną szybę w głąb korytarza; wtedy w blaskach zachodzącego księżyca ukazała się w dalekiej perspektywie na tle okiennego witrażu boleśnie przechylona na ramię głowa Ukrzyżowanego...