Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/40

Ta strona została przepisana.

woływać się na nomenklaturę staropolskich zielników — herbarzy. Bezwzględnym autorytetem był dla niej Albert Wielki i jego traktat o zaletach roślin. Stąd poglądy jej botaniczne miały dziwny, swoisty charakter zabarwiony na pół uczonością książkową, na pół naiwną przesądnością i symbolizmem w stylu ludowym. Z objaśnień ogrodniczki wysnuwały się całe girlandy tajemniczych gawęd i opowieści, wyrastał świat baśni i dziwów; w entuzjastycznej interpretacji siostry zakonnej przekształcały się skromne prostokąty grządek i klombów w zaczarowany ogrojec ludowej klechdy i liturgicznego mitu.
Z opowieści tych dowiedziała się siostra Agnes, że jemioła oplątująca upartemi ramionami pień odwiecznego dębu przy głównej alei „otwiera zamki“, że amarantowa macierzanka leczy ukąszenia węży a jaskółcze ziele przyłożone do głowy obłożnie chorego przepowiada szeptem jego wyzdrowienie lub śmierć nieuniknioną. Soczewica spożyta na wieczerzę podobno wywoływała złowróżbne sny żałoby, sok rozchodnika wypiły na czczo czynił nieczułym na żar ognia i pozwalał chwytać bezkarnie rozpalone żelazo; czosnyk chronił przed urokami, korzeń babki polnej pomagał na ból głowy, pierścień uwity z listków mirtu otwierał wrzody; koper przerywał u kobiet zastoiny