Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/42

Ta strona została przepisana.

względami, bo przypominały cnoty zakonne i ewangeliczną prostotę.
I pyszne, purpurowe róże prężące ku słońcu pełne pąki z poza oszklonych ścian cieplarni znalazły się tutaj nie tyle dla swej bujnej krasy, ile przez wzgląd na symbolikę barwy i cierni: oznaczały męczeństwo. Żałobny cyprys, strażnik grobów był wieczystem memento śmierci, łagodny mirt uczył współczucia, osty i bodiaki nawoływały do pokuty i ascezy. Trójlistna koniczyna była ziołem Trójcy Św., winograd Eucharystji a wzgardzone, po kątach ogrodu kryjące się ciernie i chaszcze symbolem bogactwa gromadzonego przez chciwość i zachłanność ze szkodą dla duszy.
— Rewja skończona — rzekła w pewnej chwili siostra Benigna i podniosła od grządek zamyślone spojrzenie w głąb ogrodu. — Muszę wracać do Dorotki i skończyć moje pensum poranne przed obiadem.
— A mnie czas do szkółki i dzieci. Żegnaj, siostro! Rozeszły się. Ogrodniczka pospieszyła z powrotem pomiędzy drzewa owocowe, wikarja skręciła w aleję główną wiodącą ku klasztorowi.
Z poza żółkniejącego już listowia lip i kasztanów rysowały się jego wieże na jesiennym lazurze nieba niby strzeliste, do modlitwy wy-