Strona:Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu/45

Ta strona została przepisana.

wzruszona Agnieszka, napróżno usiłując oswobodzić się z ucisku sierocych ramion.
— Nie dam nikomu mojej mateczki, nie dam nikomu — odpowiadała mała, garnąc się do jej piersi.
Wtedy mniszka wzięła ją na ręce i powstawszy z klęczek, podeszła do reszty dzieci. Tu przywitały ją starsze dziewczynki, przeważnie sieroty po zaginionych rybakach i marynarzach. „Gospodyni klasowa“, konwerska Marta w kilku słowach zdała sprawę z zachowania się pupilek i prosiła o wskazówki. Prefekta wysłuchawszy relacji, pochwaliła pilne, skarciła opieszałe, poczem zaczęła przeglądać zeszyty i tabliczki zapełnione pierwszemi, nieudolnemi próbami liter i cyfr. W parę minut potem zabrzmiał dzwonek i nieletnia rzesza odpłynęła powrotną falą do izb szkolnych. Siostra prefekta w towarzystwie magistry Marty przestąpiła próg klasy czwartej, bo chciała przysłuchać się lekcji języka ojczystego. Godzinę poświęcono lekturze „Kwiatków św. Franciszka z Asyżu“ w wybornym przekładzie L. Staffa. Proste a głębokie opowieści Chrystusowego „biedaczyny“, nacechowane ewangeliczną pokorą i miłością porywały ku sobie serca rybaczej dziatwy. Wśród ogromnej ciszy odczytywała „premjantka“ klasowa, Elza Mrochówna, sierota po szyprze z Poczernina