— To Hiszpanka — pomyślałem i z ukłonem zwracając jej własność, zapytałem:
— Dispense V. — Este libro pertenece a V. No es verdad?[1]
Spojrzała przyjemnie zdziwiona i odbierając książkę, odpowiedziała w tymże języku:
— Pan mówi po hiszpańsku. Może jest Pan moim rodakiem?
— Nie, łaskawa Pani — odparłem — jestem Polakiem, lecz nie jest mi obcym język szlachetnych synów Kastylji.
Znajomość była zawarta. I potoczyła się między nami rozmowa żywa a malownicza, bo i ona lubiała styl trochę kwiecisty, w kunszt słowa bogaty i ja urzeczony czarem jej postaci mimowoli dobierałem zwrotów barwnych, jak motyle skrzydlatych.
Donja Inez de Torre Orpega rodem z Estramadury była od kilku lat wdową. Większą część roku spędzała w Madrycie u starszej siostry zamężnej za jakimś dworskim dostojnikiem a tylko na miesiące letnie przyjeżdżała w odwiedziny do krewnych w Wenecji. O Polsce i Polakach wiedziała niewiele i z zajęciem
- ↑ Wybaczy pani (Przepraszam panią). Ta książka do niej należy. Nieprawdaż?