mienić z nim słów parę i poznać cel jego niespodzianej podróży. Wyjął więc papieros, włożył w usta i zaczął udawać, że szuka napróżno zapałek. Tamten nie zwracał na to żadnej uwagi, zatopiony w obserwacji krajobrazu. Wtedy postanowił zaatakować go wprost. Powstał i z grzecznym ukłonem zapytał:
— Czy nie mógłbym prosić szanownego pana o ogień?
Łuniński oderwał oczy od szyby i spojrzał uważnie na towarzysza podróży.
— Proszę — odparł po chwili, podając mu cygaro.
— Dziękuję i przepraszam za przerwanie toku rozmyślań.
Tamten uśmiechnął się blado i zmarszczył czoło, jakby coś sobie przypominając.
— Rzecz szczególna — odpowiedział z namysłem — mam wrażenie, żeśmy się już raz gdzieś w życiu widzieli.
Zabrzeski zdziwił się:
— Prawdziwie, nie mogę sobie przypomnieć.
— Hm... i moje wspomnienie jest mętne i jakby zatarte. Zdaje mi się, że niedawno
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.