Gdy wracał do rzeczywistości, pierzchały jak fantomy. Nic z nich nie pozostawało w pamięci... I rzecz charakterystyczna — wszystko ustało, że śmiercią tamtego. Od tragicznego wypadku Łuniński odzyskał panowanie nad sobą: jego drugie „ja“ przestało robić mu niespodzianki; jakgdyby z ustaniem tętna znienawidzonego serca zniknęła u niego podnieta do tajemnych wypadów jaźni.
Natomiast przyszła zgryzota, świadomy siebie, w ostre obrysy zamknięty ból, niewątpliwa już męka: Stacha zdradziła go. Zdradziła i nie okazała skruchy; owszem przywdziała po kochanku żałobę.
A jednak Henryk Łuniński nie mógł z nią zerwać — nie miał sił do tego; łudził się, że czas wszystko zmieni, ukoi, zagoi, wyrówna: kobieta zapomni i wróci do niego a on przebaczy i przygarnie. Tak myślał w pierwszych miesiącach po katastrofie. Potem stopniowo zaczął tracić nadzieję: przepaść wyrosła między nimi pogłębiała się widocznie z przerażającą chyżością; po upływie pół roku nawet nienawiść, dziecię nieodrodne zdrady ulotniła się gdzieś, wypłowiała w szarej poświacie dnia powszedniego i przeszła w doskonałą, chłodną
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.