automaty pełniące z drewnianym gestem narzuconą im rolę. Dusze ich były po tamtej stronie. Zaklęte czarem zaświatów wlokły się jak majaki na ugorach rzeczywistości — senne, bezwolne, apatyczne. Noc je dopiero ożywiała — noc, królowa duchów. Gdy znużone dzienną wędrówką ciała kładły się leniwym ciężarem w ramiona łóżek, wyzwolone ich jaźnie podejmowały przerwany nocy poprzedniej wątek marzeń i snuły go dalej. I coraz to piękniej, coraz wzorzyściej tkał się im kobierzec przyszłego ich życia. Stłumione za dnia żądzą, zniekształcone krzykiem zmysłów żywioły duszy wyswobodziwszy się z uwięzi cielesnej, rozkwitały jak białe lilje. Ukryte głęboko pod powierzchnią elementy Ducha, zadatki wieczności wyważały zwycięsko wrogie im zawory i porwane wirami zaświatów mknęły w zawrotne dale. Tęsknota płci przeradzała się w tęsknotę seraficznych bezkresów, padały w proch ziemskie pragnienia i cele a przed zdumionemi oczyma wędrowców rozwierały się błękitne perspektywy nieskończoności. Wdzierali się na niebotyczne szczyty i podchmurne tumy, wspinali na strome, nad przepaściami zawieszone ścieże. Z oszałamiająca chyżością
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.