dawał ich sobie w niezmąconej niczem urodzie...
Aż nocy jednej, w wigilję jej imienin, gdy wśród astralnej zawieruchy, szybowali po archipelagu gwiazd i meteorów, rzekł mężczyzna, obejmując miłosnem spojrzeniem swą towarzyszkę:
— Stacha, nie wrócimy tam więcej!
— Czy to możliwe? — zapytała, tuląc się w jego bratnie objęcia. — Czy to od nas zależy?
— Musimy tylko mocno, bardzo mocno chcieć. Wytężmy nasze wole do ostatecznych granic!
— Pragnę tego od dawna, tęsknię do tego bez miary, najdroższy mój...
I z oczyma pijanemi kosmicznym szałem rzucili się w otchłanie bezmiarów...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Nazajutrz 8 maja nad ranem znaleziono oboje Łunińskich w ich łożach uśpionych snem wiecznym. Umarli młodzi i piękni tej samej nocy. Lekarze stwierdzili śmierć naturalną wskutek udaru serc: samobójstwo było wykluczone.