Ten rozstęp stał się przybytkiem ich miłości. Grześ umieścił tu dla wygody jakąś starą, kulawą ławkę, wykradzioną z drewutni rodziców, podparł krótszą nogę kamieniem i zaścielił postrzępionym kilimem. Kryjówka okazała się znakomitą. W tem miejscu nikt ich nie mógł wytropić.
Tutaj w absolutnej ciemni rozświecanej chyba światłem jego zapałek lub mdłą poświatą, wpadającą przez wpół uchylone drzwi, przeżywali krótkie jak sen, cudowne jak marzenie chwile. Tutaj, w tej ciasnej, zwężonej przestrzeni zapoznali się po raz pierwszy z tajemnicą dotknięcia, nauczyli się oceniać rozkosz cielesnej wzajemności.
Pod wpływem ponawiania prób rosła pomysłowość, rozszerzał się zakres możliwego użycia; wysilali się w wynajdywaniu coraz innych sposobów zaspakajania pragnień, prześcigali w finezji i wyrafinowaniu. Lecz oboje czuli niedostateczność środków i wieczny głód niedosytu, który oszukać się nie da sztuką surogatu. Po tych kilku krótkich momentach wracali do siebie w łunie krwi, rozpaleni, niesyci, z żądzą jutra, które miało przynieść nowe żary, nowe senzacje i nowe rozczarowania...
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.