Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

Wpadające ze strychu światło oświetliło nagle straszny obraz.
Na stopniach sztywnych schodów klęczała Wisia z głową złożoną bezwładnie na brzegu otworu; szyja nieszczęśliwej dziewczyny tkwiła pomiędzy dwoma hakami podłogi wbita w żelazne ich kleszcze przez spuszczone gwałtownie drzwi. Cios był silny i zdruzgotał kręgi momentalnie. Zginęła bez jęku...

Pod wieczorną godzinę schodził ze strychu młody chłopiec. Schodził powoli i ostrożnie, bo w ramionach ważył mu się bezcenny ciężar nieżywej kochanki...