obok jest podobno kilku mnichów Polaków. Cóż, sprzeciwia się Pan stanowczo?
— Cóż znowu? — zaprzeczyłem. — Jak można sprzeciwiać się Pani? Avanti, signor gondoliere, avanti! Trochę mi tylko nieprzyjemnie, że zaczynamy nasze wycieczki od tego miejsca.
— Por Dios![1] — rzekła, zasłaniając siebie i mnie parasolką przed natarczywemi promieniami słońca. — Nie lubię przesądnych mężczyzn. Adelante, Beppo![2] Sia di lungo![3]
Gondola odbiła od brzegu. Rozcięte pałaszem wiosła fale zalśniły mirjadami blasków i rozbiegły się wokół łodzi karbami fałdów w kręgach koncentrycznych.
— Ta woda czysta, odświeżana ustawicznie dopływem z pełnego morza sprawia orzeźwiające wrażenie — przerwałem uwagą milczenie.
— Ani porównania z ospałą, gęstą i cuchnąca wodą kanałów.
— Ale zato tamta ma w sobie coś tajemni-