cotta żaglami łodzi pląsała po lagunowej płani. Zewsząd niby ku centralnemu punktowi ciążenia zdążały ku przystani statki, łopocząc na wietrze defiladą bander i flag. Tu wjeżdżał tryumfalnie od strony porto di Lido jakiś kolos morski chlubiący się zdaleka barwami Albionu, tam po przebyciu bramy wjazdowej z Adrji przy porcie w Malamocco wyrastała na horyzoncie zatoki zgrabna jak sylfida francuska fregata, ówdzie z cieśniny między Giudeccą a wyspą S. Giorgio Maggiore wysuwał się pasażerski parowiec w drodze powrotnej z Chioggji.
Beppo obejmując rozmiłowanem spojrzeniem ojczyste miasto i lagunę, zanucił nieśmiertelną „Santa Lucia“. Gondola docierała do molo. Kilka uderzeń wiosła, kilka zwinnych zwrotów wśród labiryntu łódek — i przybiliśmy do mostu della Paglia.
— Beppo — pożegnała gondoljera senjora de Orpega — na dziś jesteś wolny. Do domu wrócę stąd pieszo.
I przy mojej pomocy wyszła na marmurowy cokół nabrzeża.
— Idziemy do Café Orientale.
Jak zwykle, i tym razem ogarnąłem zachwy-
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.