prjan Kamil Norwid. A towarzyszył mu w tej wieczornej, smutnych przeczuć pełnej promenadzie niejaki Tytus Byczkowski, malarz, Polak również, który nazajutrz rano w czasie kąpieli na Lido „za głęboko w fale zaszedł“ i niby to przypadkiem utonął. Byczkowski miał lat około 60; studjował najpierw w akademji drezdeńskiej a potem w Monachjum, „wszędzie łatwo miejscowym tradycjom się poddając z posłuszeństwem słowiańskiem szkole każdej — wzór cierpliwości, zaparcia się i pokory“[1]; i dlatego w wigilję swej śmierci kończył obraz mały przedstawiający rybaka z dziećmi jego, rykaba, co się trudził dzień cały, by pod wieczór trzymać „w ręku ułowioną rzecz jedną — muszlę pustą“. Ci tedy dwaj polscy wędrownicy, tak niepodobni do siebie — jeden, co się twórcą urodził, drugi słowiańskim niewolnikiem — przechadzali się wieczorną godziną r. 1844 po wybrzeżu dei Schiavoni, „albo jak jeszcze jeden niezatarty zapis się wyraża“: Riva dei Slavi, czyli Wybrzeżu Słowian.
Rozmawiali o Sztuce, a gdy schodzili już z Ponte della Paglia ku piazzetta,