popłoch; zamarła na ustach przerwana w połowie piosenka, opadły połączone w korowód taneczny ręce a wątłe, wynędzniałe postacie przywarły szeregiem do ściany domu.
— Donna Rotonda passa! Donna Rotonda![1] — usłyszeliśmy trwożne szepty.
Na czworobok placyku między uliczkami padł fantastycznie wydłużony cień kobiety, która nadchodziła z głębi przyległego zaułka. Była wysoka i trzymała się sztywnie jak kolumna. Kapelusz dzwonowy à la Lindbergh nasunięty do pół czoła z przystułkami na policzkach i podpinką na szyi okrywał tak szczelnie jej głowę, że sprawiał wrażenie hełmu z uchyloną lekko przyłbicą: z małego prostokątnego wykroju pozostawionego z przodu wyglądał tylko fragment śnieżno-białej, jakby mrozem ściętej twarzy o drobnych, zaciętych ustach: fragmentu tego nieruchomego i surowego jak mumja lub maska tragiczna nie ożywiało żadne spojrzenie; bo oczy osłaniał starannie zapuszczony na brwi brzeg górny kapelusza. I gdyby nie pewność i sta-
- ↑ Pani Rotonda (Okrągła) przechodzi!