nowczość jej ruchów, możnaby było przypuszczać, że Donna Rotonda jest ślepą.
Dziwaczność powierzchowności potęgował jeszcze strój niemodny, staroświecki: stanik obcisły z bufiastemi rękawami barwy przepalonego piasku i takiegoż koloru suknia na krynolinie. Ta suknia przydługa i szeroka jak umbra, zapylona i postrzępiona nielitościwie, której zapewne zawdzięczała Rotonda swe smutnośmieszne przezwisko, wlokła się za nią po ziemi z cichym, charakterystycznym szelestem.
Wyprostowana i zimna jak stela grobowa przeszła krokiem równym, spokojnym, trzymając oburącz na prawem ramieniu wysmukłe naczynie, podobne do greckiej amfory.
— To obłąkana — objaśniła Ineza, gdy Rotunda zniknęła za węgłem kościoła. Mieszka tu gdzieś w pobliżu. Spotykam ją czasami. Niebardzo miłe sąsiedztwo.
— Donna Rotonda — powtórzyłem zamyślony. — Okrągła Pani. Nie dziwię się wcale, że wywołuje taki popłoch wśród dzieci. Jest w tej nieszczęśliwej coś niepokojącego. Przeszła mimo jak symbol cierpienia i śmieszności splecionych w tragiczny węzeł.
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.