świeżo odbytym „seansie“ z jakimś francuskim profesorem, który przyjechał doń specjalnie dla eksperymentów z Paryża.
Przypuszczając, że chcemy obejrzeć jego obrazy, z wielką uprzejmością oprowadzał nas po swem atelier i pokazywał parę pejzaży naśladujących do złudzenia manierę Segantiniego oraz kilka płócien podpisanych nazwiskami Ciargiego i Moggiolego. Zapytany przezemnie, jak sobie tłumaczy swe niezwykłe zdolności, oświadczył bez wahania, że uważa się za narzędzie zmarłych artystów, którzy kierują jego ręką.
— Badacze zjawisk tej kategorji, którzy urządzają z Panem naukowe seanse, podobno zapatrują się na to trochę odmiennie — zrobiłem oględną uwagę.
— Wiem o tem — odpowiedział — lecz nie podzielam ich zdania, a moje doświadczenie wewnętrzne przyznaje mi rację.
Gdy mu wyjaśniłem cel naszej wizyty, uśmiechnął się i rzekł:
— Wątpię bardzo, czy uda mi się spełnić życzenie państwa; nie zajmuję się mantyką a głosy, które czasami słyszę, nie odsłaniają przedemną niczyjej przyszłości. Przynajmniej
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.