— Za trzy dni — mówiła, żegnając go czarującym uśmiechem — wracam tymsamym pociągiem do Czerska. Proszę być w oknie pociągu w Rudawie, gdzie będę wsiadała. Tylko niech mnie pan na tej stacji nie pozdrawia! Rozumie pan? Tak, jak gdybyśmy się zupełnie nie znali. Proszę też być przygotowanym na to, że mogę wracać w towarzystwie; wtedy wsiadłabym do innego przedziału.
— Lecz w takim razie zachodzi obawa, że moglibyśmy się nigdy już więcej nie spotkać — zauważył Zabrzeski, którego zaczęła interesować ta kobieta. — Jeżeli pani będzie w towarzystwie przez cały czas trwania podróży...
Na twarzy pani Łunińskiej odbił się wyraz zadowolenia.
— A przecież panu coś na mnie zależy! Gdyby było inaczej, nie okazałby pan tej chwalebnej przezorności.
— Ależ naturalnie, że mi zależy, nawet bardzo, bardzo zależy — zapewnił gorąco.
— No dobrze już, dobrze — odparła, podając mu rękę na pożegnanie. — W takim razie zobaczylibyśmy się napewno od dziś za dwa tygodnie.
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.