wem tempie, mimo to wystarczał ten krótki, zbyt krótki dla nich przeciąg czasu do pokonania przestrzeni między Rudawą a Czerskiem. Lecz właśnie ta urywkowość wrażeń, ten ciągły niedosyt upojeń, na jaki byli skazani, zaostrzał jeszcze bardziej wzajemną sympatję, podsycając ustawicznie niezaspokojony głód szczęścia.
W Czersku, o ile tura była powrotną, wysiadała Stacha naturalnie sama, a p. Kazimierz jechał jeszcze o jedną stację dalej i tutaj dopiero opuszczał coupé d’amour, by po paru godzinach powrócić pospiesznym do Będziszyna. Zwykle w tydzień lub 10 dni potem, o ile nie nadszedł telegram odwołujący, jechał Zabrzeski do Tulczyna, pierwszego przystanku za Czerskiem, spędzał tu noc w jakimś hoteliku, a nazajutrz rano w drodze powrotnej spotykał w pociągu swoją jasno-włosą kochankę, która towarzyszyła mu aż do Rudawy.
Tak upłynął rok wśród niezamąconej niczem pogody, niezapomniany rok szczęścia i miłosnego szału. Wbrew obawom Stachy, namiętność Zabrzeskiego zdawała się wzrastać i potężnieć z każdym miesiącem. Opętała go zupełnie urodą trzydziestoletniej, bujnie w po-
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.