wykluczał identyczność z mężem Stachy, który w chwili odejścia pociągu był w mundurze urzędnika kolejowego. Nieznajomy zdawał się nie zwracać nań najmniejszej uwagi. Na odgłos otwieranych drzwi nie drgnął i nie zmienił pozycji: stał wciąż, oparty ramieniem o ścianę wozu i zapatrzony w przestrzeń poza oknem, palił spokojnie cygaro.
Zabrzeski postanowił zaczepić go. Wyjął z puzderka papieros i przystąpiwszy do towarzysza podróży, zwrócił się doń z lekkim ukłonem:
— Czy nie mógłbym prosić szanownego pana o „ogień“?
Nieznajomy ocknął się z zamyślenia i spojrzał nań przytomnie.
— Służę panu — odpowiedział grzecznie, strzepując popiół z cygara.
I wtedy Zabrzeski ze zdumieniem stwierdził szczególną zmianę w wyrazie jego twarzy: przed nim stał w tej chwili zupełnie inny człowiek, który nie miał nic wspólnego z Łunińskim.
— Dziękuję — odparł, pokrywając zdumienie wymuszonym uśmiechem.
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.