Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie, rzućcie ten dom, póki pora, rzućcie, jeśli wam Bóg i dusza miła!
Poczem spiesznie rzuciła się w bok i znikła w burzanach.
Zajście to zaostrzyło tylko moją ciekawość i podnieciło chęć rozwiązania zagadki, jeśli wogóle można tu było o czemś podobnem mówić. Po powrocie do domu miałem już plan gotowy: postanowiłem bezzwłocznie, sprowadzić się do opustoszałej zagrody. Wydała mi się jakby stworzoną do sprawdzenia wywodów mego ekscentrycznego przyjaciela; jeżeli miały jaką rację bytu, to tu powinny ją ujawnić. Uderzyła mnie mianowicie wspomniana scena przy ruderze, jako też niektóre szczegóły miejsca, zgodne z tem, co niegdyś słyszałem od K.
Co do sceptycyzmu, ten nie zmniejszył się bynajmniej; zachowywałem wciąż chłodną rezerwę badacza-niedowiarka. Później dopiero miałem z roli obserwatora przejść w czynną; lecz to nastąpiło potem i bez mej świadomości.
Tymczasem pokusa była za wielka, żeby się jej móc oprzeć i nazajutrz zaopatrzony we wszystko sprowadziłem się z dziećmi do ustronnego domostwa. Co mnie na wstępie zdziwiło, to okoliczność, że gdy chciałem się w sprawie wynajmu porozumieć z gminą, nie robiono mi najmniejszych trudności i pozwolono zamieszkać za śmiesznie małą cenę. Swobodę miałem najzupełniejszą i nie potrzebowałem obawiać się przy-