czucie otaczającej go w każdym momencie tajemniczości lubo groźnej i niebezpiecznej rzuciło jakiś posępny urok na szary szlak jego życia. Powoli nieznacznie polubił ową grę w chowanego; w każdym razie wydała mu się ona bardziej zajmującą niż banalność zwykłych ludzkich przeżyć. Zapalił się nawet do tropienia niesamowitych poszlak i trudnoby mu było obejść się bez świata zagadek.
Ostatecznie sprowadził wszystkie trapiące go wątpliwości do dylematu: albo jest tam coś poza mną „innego“, coś zasadniczo różnego od rzeczywistości, którą znam jako człowiek — albo tez niema nic — zupełna pustka.
Gdyby go ktoś zapytał, z którą z tych dwu ewentualności wolałby spotkać się po tamtej stronie — Odonicz nie potrafiłby dać stanowczej odpowiedzi.
Niewątpliwie nicość, bezwzględna, bezgraniczna, pustka byłaby czemś okropnem; z drugiej strony jednak może nicość nawet lepsza niż straszliwa rzeczywistość innego rzędu? Bo któż wiedzieć może, jakiem jest owo „coś“ naprawdę? A jeśli jest niem coś potwornego — czyż nie lepszy zupełny zanik niebytu?
To zawieszenie między krańcami stało się zaczynem walki dwóch sprzecznych tendencji: z jednej strony dławił go w stalowych szponach strach przed nieznanem — z drugiej pchała w objęcia tajemniczości wzrastająca z dniem ka-
Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.