Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Względem innych zawsze wyrozumiały i łagodny okazywał się Paweł od czasu tajemnego związku w stosunku do przyjaciela wymagającym, niejednokrotnie surowym. Sebastjan wychowany niemal od dziecka pod jego wszechwładnym wpływem, usuwany od ponęt zewnętrznych nie zdawał się zrazu odczuwać krępującej opieki; nie obudziły się w nim jeszcze pewne odruchy serca. Chwilową melancholję nawiedzającą go czasami umiał przyjaciel skierowywać we właściwą stronę, rozniecając w nim nadziemską ekstazę i miłość.
Wreszcie jednak uśpione do czasu siły rozpoczęły ciche, prawie niedostrzegalne lecz trwałe w skutkach ruchy.
Pewnego dnia uczuł się rzeźbiarz ogromnie samotnym. Przyszła myśl, że choć dotąd życia nie używał, mógł przed złożeniem przysięgi w każdej chwili upomnieć się o swój dział, sięgnąć po kwiat szczęścia; był piękny i młody. Po tem, co zaszło u stóp Michała, miał już drogę zamkniętą. Niebotyczne mury zawarły go w przybytku skrzącym świeżością kryształów, tęczami kaskad, lecz lodowo zimnym. Przejął go dotkliwy chłód marmurów, raziła do ślepoty biel alabastrów. Na krzyk rozpaczliwy serca otrzymywał niezmiennie w odpowiedź głuche echo olbrzymich, pustych komnat. A tam za witrażami framug święciły się gody życia, mijały słoneczne, złota popołudnia. A tam za draperjami okien obdzielały szczodrze wonnem