— Fr. Żmuda? — zapytała ciekawie. — Pan może jego uczniem?
— Bynajmniej — wyparłem się energicznie. — Nie znam go nawet. Czytałem tylko jego rozprawkę w miesięczniku medycznym.
— Ach, tak...
— Czy to pani znajomy?
— Tak. Przed rokiem cierpiąc na lekki rozstrój nerwowy, byłam czas jakiś jego pacjentką. Bardzo miły człowiek.
— Więc to ta sama — pomyślałem — tylko, że kurację odbyła znacznie dawniej, bo jeszcze przed 35 laty t. j. w r. 1875. A zatem ta kwitnąca urokiem młodości kobieta, miałaby dziś lat 80! Paradoksalne! Niebywałe! A jednak tak być musi; notatki Żmudy i moja pamięć usuwają wątpliwości.
Patrzyłem na Sarę z nieokreślonym lękiem.
— Czemuż pan tak nagle spoważniał? Myślałby kto, że się czegoś obawiasz?
— Tym razem przywidziało się pani, i to naprawdę. Czegóżbym się miał obawiać? Przejęty tylko jestem wyjątkową Jej pięknością. Podobne kobiety spotyka się rzadko.
Uśmiechnęła się zadowolona.
— Szkaradny pochlebca!
Uderzyła mnie lekko ręką po ramieniu. Chociaż umiem nad sobą panować, mimowolnie zadrżałem pod tem dotknięciem, odchylając przytem nieco głowę do góry. Wtedy wzrok mój padł
Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.