Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz nadeszła chwila odwetu a ja byłem jego narzędziem. Sara Braga nie mogła zerwać ze mną, nie mogła oddalić mnie mimo daremnych wysiłków.
A siły moje rosły z dniem każdym przez odpór i wzmagałem się w mocy przez nieugiętą wolę. Po roku znikły niemal zupełnie pogróżki i szyderstwa, by przejść w pokorę i prośbę. Sara Braga, dumna, królewska Sara zaczęła błagać i łasić się u nóg moich.
Bo chodziło o jej piękność, urodę, bo chodziło o jej demoniczną młodość, może i o coś więcej jeszcze: może szło o życie.
Po roku naszego wspólnego pożycia Sara zaczęła widocznie starzeć się. Pewnego dnia zauważyłem w jej kruczych włosach zdradzieckie srebrne linje a w kątach ust krzyżową sieć zmarszczek. Wyniosła postać traciła powoli dawną elastyczność, pierś przestała prężyć się gibką falą. Sara więdła jak kwiat zwarzony jesiennym szronem.
Wiedziała o zaszłej zmianie — każde lustro pouczało o tem wiernie — a lustr było tyle we willi!
I wtedy ku niewymownej radości rozpacz ujrzałem — piekielną rozpacz dużych, czarnych, ognistych oczu.
Owoc zemsty dojrzewał, dościgał zcicha, niespostrzeżenie. Siły moje zwielokrotniły się, potężnem spięciem jakby skupiły się we mnie. Czułem tajemniczą pomoc wkoło siebie, stałem się jakimś magnetycznym ośrodkiem który przyciągał, wsysał z peryferji ukryte energje drzemiące w tym