Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

się innym jedno modlitwami z nią nie będziesz zabawiał.
Zamknąłem biblję i spojrzałem na Sarę.
Nigdy nie zapomnę jej w owym tragicznym momencie. Rozpacz i wstyd, wściekłość, strach i ogromny, niepojęty ból wypełzły z otchłani tej demonicznej duszy, by zagrać po raz ostatni na twarzy zmąconym akordem dysonansów!
Jak pantera rzuciła się ku mnie z drapieżnie zakrzywionemi palcami:
— Ty łotrze podły! Podszedłeś mnie, zniszczyłeś, zdeptałeś i teraz jeszcze chcesz się pastwić nademną!
Chwyciłem mocno zwiniętą do ciosu pięść i rozbroiłem:
— Uspokój się wiedźmo! Dziś to nasza noc ostatnia — jutro opuszczę ten dom na zawsze. Lecz nie spędzisz wraz ze mną tych paru godzin, których jeszcze niedostaje do brzasku. Obmierzło mi twe towarzystwo. Ponieważ zachowujesz się jak megera, zostawię cię samą tam w salonie. Chcę odpocząć tutaj sam nareszcie.
Opierającą się zawlokłem niemal przemocą wśród uporczywego szamotania się do skrzącej topielą świateł sali. Potem zamknąwszy za nią drzwi, wróciłem do sypialni i z rozstrojonemi walką nerwami oparłem się ciężko o framugę okna, wpatrując się w kiry nocy...
Wtem rozpruł ciszę głuszy okropny, rozdzierający krzyk kobiety. Był tak przeraźliwy, tak