Ta strona została uwierzytelniona.
przejmujący, że mimo wszystko wtargnąłem z powrotem do salonu.
Tu było ciemno. Przed chwilą jeszcze pokój zalany potokami światła teraz nurzał się w grubej poćmie nocy: pogasły nagle elektryczne lampjony, zmierzchły fantastyczne żyrandole. Krzyk ustał nagle i zapanowała głucha, duszna cisza.
Przejęty nieokreślonym lękiem, przyniosłem z sypialni płonącą lampę. Światło padło na estradę w głębi... Na stopniach ostatnich leżała na wznak z rozkrzyżowanemi ramionami Sara. Z twarzy jej wykrzywionej okropnie uczuciem grozy patrzyły na mnie zeszklone w bezruchu śmierci oczy: zginęła momentalnie pod wpływem jakiegoś nieludzkiego przerażenia.