wistością niezachwianą. Nie jestem i nie byłem nigdy psychopatą!
Natomiast byłem skończonym sceptykiem, nie przywiązywałem się do żadnej zasady, czy doktryny — nie ulegałem nigdy suggestji. Pod tym względem stał ze mną na wprost przeciwnym biegunie mój przyjaciel K., którego wówczas uważałem za człowieka niezwykle przesądnego. Jego dziwaczne, niekiedy obłąkane poglądy i teorje wzbudzały we mnie stale gwałtowną opozycję, a stąd ustawiczne spory, kończące się nieraz zerwaniem na czas dłuższy naszych wzajemnych stosunków. — A jednak zdaje mi się — nie ze wszystkiem się mylił. Przynajmniej jedno z jego zapatrywań na mnie się fatalnie spełniło. Może dlatego właśnie, że przeciw niemu najzawzięciej występowałem, jakgdyby przeczuwając, że mu posłużę za formę objawienia się.
K. utrzymywał, że w pewnych miejscach muszą się odbyć pewne rzeczy; innemi słowy, że są pewne miejsca, których charakter, natura, dusza oczekuje spełnienia się wypadków, zdarzeń z niemi związanych. Nazywał to „stylową konsekwencją“, chociaż czułem w tem wszystkiem pierwiastek panteistyczny. Cokolwiekbądź jeszcze przez to rozumiał, nie zgadzałem się z zapatrywaniem podobnego rodzaju, unikając wszelkiego choćby cienia tajemniczości.
Myśl ta przecież nie dawała mi spokoju, a chęć wykazania jej bezpodstawności nęciła na-
Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.